Pomiń zawartość →

Drugi sektor

Pewien francuski urzędnik postanowił stanąć oko w oko z prawdą o swoim zawodzie. Wziął do ręki książkę telefoniczną i odszukał adresy przedsiębiorców, rzemieślników, kupców – jak to się mówi u nas – osób fizycznych prowadzących własną działalność gospodarczą, w większości będących tzw. misiami, czyli, w skrócie małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Kierując się potrzebą swojego umysłu, a może też i serca, napisał do nich list. Treść korespondencji stanowiły głównie pochwały za regularnie i w dużej wysokości płacone podatki, dzięki którym on, urzędnik, żyje sobie całkiem nieźle, ma 5-tygodniowy urlop i stać go na czesne na naukę dzieci w najlepszych francuskich szkołach kształcących, a jakże, przyszłych urzędników.

Ów biuralista otrzymał różne odpowiedzi. Niektóre zawierały karczemne wyzwiska, wśród których darmozjad, było najłagodniejsze. Inne, chwaliły za odwagę do publicznego przyznania się, kto tak naprawdę we Francji utrzymuje urzędników i skąd się bierze jej potęga.

Kiedyś, na lekcjach ekonomiki przedsiębiorstw socjalistycznych w szkołach średnich oraz na ćwiczeniach i wykładach ekonomii politycznej socjalizmu w szkołach wyższych uczono o transferach z pierwszego, tzw. wytwórczego, sektora gospodarki do sektora nie wytwarzającego dóbr, wtórnego. Za każdym razem zapewniano, a nawet indoktrynowano, uczniów i studentów, że dzięki centralnemu planowaniu istnieje absolutnie nienaruszalna równowaga tych dwóch sektorów.

Oczywiście, kiedy przychodził czas na kolejne etapy niekończącej się reformy systemu, owe zasady były naruszane, co skończyło się tak, jak być może już niektórzy zapomnieli, a drudzy nie zdążyli się dowiedzieć.

Dzisiaj, kiedy plany: trzyletni, sześcioletni, pięciolatka zostały jasno określone jako słusznie minione sposoby odgórnego kreowania rozwoju, wierząc w zapewnienia, że wolny rynek przeregulowany zasadami urzeczywistniającymi sprawiedliwość społeczną zapewnia automatycznie szczęście jednostek – często zapominamy o podstawach zdrowej i silnej gospodarki.

Taka gospodarka istniała kiedyś na Żuławach. W delcie Wisły żyło się dobrze. Mało tego, dobrobyt eksportowało się na Kaszuby i Kociewie. Nawet w okresie Wolnego Miasta, kiedy kryzys zachwiał gospodarką światową, a granice celne na Nogacie gospodarką lokalną, Żuławy otaczał nimb całkiem znośnego miejsca zamieszkania.

Szkoda, że Żuławy dzisiaj tak niebezpiecznie przesunęły się w stronę drugiego sektora.

Opublikowano w Publicystyka

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *