Ostatnie tygodnie sprzyjają, w związku z rocznicowymi świętowaniami, rozważaniom i gadaniom o wolności.
Jeden z wielkich tego świata oświadczył przy okazji wielkiej wojskowej defilady, że wolność niesiono Europie w 1945 roku od strony wschodniej. Przy kolejnej majowej rocznicy przypomnieliśmy sobie o polskich żołnierzach wolności, ale idących w tym samym czasie od południa. Nawet na ziemi żuławskiej przypomniano o wolności, która ponoć narodziła się tuż przed przyjściem nowych osadników na ziemie odzyskane. Ot, taki mały ukłon w stronę Jałty (na wschodzie) i Poczdamu (na zachodzie).
Można powiedzieć, że w roku zakończenia wojny my, Polacy, zostaliśmy otoczeni wolnością. Do tego stopnia, że niektórzy ginęli w śmiertelnym jej uścisku. Byliśmy wolni, ale w dokładnie wytyczonym i szczelnie ogrodzonym miejscu.
Kolejny raz odzyskaliśmy wolność wiele lat potem. Inne czasy, inne metody. Wystarczyło kilka prostych słów wypowiedzianych w telewizji w porze największej oglądalności. Wystarczyło 35% wolnych miejsc wyborczych i już mieliśmy nową wolność. Freedom! Jak ogłosił 25 lat później kolejny współczesny wielki tego świata.
Zaskakujące jest łączenie nawet stuprocentowo wolnych wyborów z wolnością. Wystarczy sięgnąć do historii – tej starszej – niemieckiej i tej bardziej współczesnej – chociażby egipskiej, czy ukraińskiej.
Bez wątpienia, słowom należy przywrócić ich prawdziwe, naprawione znaczenie i żądać przyjęcia za nie pełnej odpowiedzialności.
Komentarze